A może tak rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady? Ilu z nas chciałoby w myśl tej znanej zasady jechać w te fajne miejsca jakie widzimy na Instagramie i Facebooku? Co pozwala myśleć pozostałym mieszkańcom Polski by rzucić wszystkie życiowe problemy i udać się na stałe do tej dzikiej kraina spokoju i natury? My rzuciliśmy wszystko na tydzień i wyjechaliśmy w upragnione Bieszczady. To nam wystarczyły by zachwycić się wspaniałą atmosferą tego tajemniczego, zapomnianego regionu na końcu Polski. Zanim wyjedziesz przeczytaj o tej wspaniałej, dzikiej krainie na wschodzie Polski.
Wydaje się, że praktycznie z każdego miejsca Polski Bieszczady są na drugim końcu świata. I jest w tym dużo prawdy. Ten najbardziej wysunięty cypel południowo-wschodniej Polski ściąga amatorów z wszystkich regionów naszego kraju. Najgorzej mają mieszkańcy Szczecina. Trasa dla szczecinian jadących samochodem umiarkowaną prędkością (powiedzmy 90km/h) wyniesie bez przerw i w założeniu, że jedziemy ciągle drogami krajowymi i szybkiego ruchu, aż 10 godzin! Odległość pomiędzy Szczecinem a najdalszym skrawkiem Bieszczad to 925 km! (Prawie 1000 km!).
My nie mieszkamy w Szczecinie ale podróż licząca 700 km i 8 godzin płynnej jazdy również daje się we znaki. Zatem, dla mieszkańców północnej Polski jedna nocka albo dzień jazdy dzieli od upragnionych Bieszczad. Są wakacje ale za kilka dni przywitamy wrzesień – jesień zbliża się wielkimi krokami. My wybieramy opcję nocną – autobus z bezpośrednim połączeniem do Sanoka. Przynajmniej liczymy na kilkugodzinny sen.
Na ostatnim etapie jest kilka możliwości dojazdu do Bieszczad. Napopularniejszą trasą jest trasa przez Rzeszów. Niedługo powinna powstać trasa z Krakowa z obwodnicą Sanoka (jest 2019 i coś tam robią :)) więc może i dojazd z innych rejonów stanie się popularniejszy.
Na weekendach mamy ogromne korki więc warto planować podróż tak aby ominąć przyjazd lub wyjazd w piątek i niedziele. Dodatkowo jeśli jedziemy z Rzeszowa warto ominąć Sanok przez drogę na Jurowce i wylądować w Lesku.
Od razu napiszę że nikt mi nie zasponsorował tego wpisu, a dodanie Słodkiego Domku do tego wpisu wynika z wysokiej jakości produktów i sympatycznego miejsca. Słodki Domek to nic innego jak cukiernia w Lesku która cieszy się ogromnym powodzeniem wśród turystów podróżujących na Bieszczady, jak również wśród "lokalsów".
Jeśli zmęczyła was podróż to jest to doskonałe miejsce na chwilę przerwy. Polecam
Jeśli zdecydowaliśmy się nie omijać Sanoka w podróży, to sprawdźmy czym nas może przywitać to Miasto. Niektórzy uważają to 40 tysięczne miasteczko bramą Bieszczad. Autobus zatrzymał się na dworcu w Sanoku. Na naszym zegarku jest godzina 6 rano. Następny transport zabierający nas dalej w głąb Bieszczad będzie za 3 godziny. Te godziny wystarczą by zapoznać się głównymi atrakcjami tego urokliwego miasta. Sanok do dzisiaj kojarzony jest z fabryką autobusów Autosan. Fabryka ma swoje początki pod koniec XIX w. Do dzisiaj produkuje autobusy oraz człony i komponenty do wagonów kolejowych.
Zmierzamy w stronę przepięknego sanockiego rynku znajdującego się na jednym z kilkunastu wzgórz, na którym powstało miasto. Został on wybudowany przez administrację austriacką w 1786 roku. Dziedziniec rynku obudowany jest XIX wiecznymi kamienicami, klasztorem, kościołem ojców Franciszkanów oraz przepięknym, okraszonym białą elewacją ratuszu powstałym na przełomie XIX i XX w. Przy parasolkach jednej z kamienic na rynku przysiadamy się na chwilę i zamawiamy przepyszne lody naturalne. Przypatrujemy się pobliskim wzgórzom, które ukazują się nam spomiędzy kamienic sanockiego rynku. Na rynku znajduje się Centrum Informacji Turystycznej. Jest ono czynne od 9:00 do 17:00 w dni powszednie, w weekend do 13:00.
Warto udać się do Zamku Królewskiego w Sanoku. W Średniowieczu rezydowali w nim Kazimierz Wielki i Władysław Jagiełło W XVI wieku zamek został przebudowany z rozporządzenia starosty Mikołaja Wolskiego. Jego wcześniejszy gotycki styl nabrał cech architektury renesansowej. Wewnątrz zamku znajduje się Muzeum Historyczne. Możemy w nim podziwiać największą w Europie kolekcję ikon karpackich z XVI-XX wieku – jest ich ponad 700. W zamku znajduje się galeria prac Zdzisława Beksińskiego. Ta monumentalna kolekcja grafik, obrazów i fotografii artysty liczy około 600 prac. Pozostałe wystawy przedstawiają m.in. zbiory sztuki sakralnej, sztuki współczesnej i ceramiki pokuckiej.
Turyści mogą zwiedzać muzeum każdego dnia. Bilet wstępu na wszystkie wystawy kosztuje 17 zł.
Niespełna 2 km od rynku, po drugiej stronie Sanu znajduje się największy skansen w Polsce – Muzeum Budownictwa Ludowego w Sanoku. Na powierzchni 38 hektarów muzeum etnograficzne przedstawia dorobek kultury materialnej dawniej tu zamieszkiwanych grup etnicznych. Możemy w nim podziwiać odtworzone układy wsi i gospodarstw wraz z zagrodami Łemków, Bojków, Pogórzan czy Dolinian. Muzeum Budownictwa Ludowego jest dostępne codziennie. Bilet wstępu wynosi 17 zł.
Prosto z Sanoku jedziemy na południe w kierunku wymarzonych gór. Zanim zdobędziemy przepiękne szlaki i szczyty wstąpmy po drodze do ekscentrycznego Parku Miniatur Cerkwi w Myczkowicach. Na prawie hektarowej powierzchni znajduje się ponad 140 miniaturowych makiet cerkwi prawosławnych, grekokatolickich oraz rzymskokatolickich. Niezwykłe muzeum można zwiedzać codziennie a bilet jest rewelacyjnie tani – normalny kosztuje tylko 5zł!
Zanim znajdziemy się w dzikich ostępach Bieszczad kierujemy się w stronę Jeziora Solińskiego - doskonałego miejsca na urlop! Bus do Polańczyka zapełniony jest miłośnikami dzikiej przyrody i wspaniałych krajobrazów. Uzbrojeni w turystyczne plecaki i liczne tobołki studenci i wytrawni piechurzy zabierają ostatnie luki powietrza w pojeździe. Bus mknie z dużą prędkością na pochowanych w lesie serpentynach drogi. Kierowca musi jechać na niższych biegach, ponieważ trasa prowadzi cały czas w górę. Po kolejnym ostrym zakręcie naszym oczom ukazuje się wielka niebieska przestrzeń Jeziora Solińskiego. Chce się powiedzieć mazurski klimat! I rzeczywiście, otoczone lesistymi wzgórzami jezioro przypomina największe akweny Pojezierza Mazurskiego. Jezioro jest największym sztucznym akwenem w Polsce, jego powierzchnia wynosi 2100 hektarów. Najgłębsze miejsce znajduje się przy zaporze – głębia schodzi na 60 m. Akwen powstał w latach 60-tych. Miał on chronić pobliskich mieszkańców miejscowości przed wielkimi powodziami jakie nawiedzały wcześniej te tereny.
Nad brzegiem jeziora rozkwita turystyka. Jezioro Solińskie zaprasza do wypełnionej plażowiczami i muzyki Soliny oraz cichego, urokliwego Polańczyka, w którym urlopowicze znajdą wytchnienie od codzienności i ucieczkę od zgiełku kurortów. Nasza kwatera znajdowała się kilka kroków od rozległej polany, na której znajdował się punkt widokowy na całe Jezioro Solińskie. Górujące wzgórza rzucają popołudniowy cień na toń jeziora. Widzimy sunące po jeziorze liczne żaglówki i motorówki. Dla amatorów rekreacji wodnych z południowej Polski Jezioro Solińskie jest alternatywą dla daleko położonych Mazur. Zatrzymaliśmy się w Polańczyku na dwa dni. W tym przepięknym, kameralnym miasteczku nie znajdziemy bud z kebabami oraz stoisk z bublowatymi pamiątkami. Korzystamy natomiast z punktu pocztowego wysyłając kolorowe pocztówki dla naszych najbliższych.
Polańczyk chowa się za licznymi pagórkami i wzniesieniami pokrytymi lasem. Pierwsze spacery po licznych wzniesieniach miejscowości były dla nas, ludzi z nizin, treningiem kondycyjnym przed cięższymi wyzwaniami. Wszystkie odnogi Jeziora Solińskiego wrzynają się ostro w ląd tworząc urokliwe, wąskie zatoczki. Brzegi tych zatoczek służą błogiemu odpoczynkowi po pełnych wrażeń dniu. Plaże w Polańczyku są zazwyczaj kamieniste. Znaleźliśmy się na jednym z takich brzegów, niezupełnie przypadkowo, zdała od głównej plaży, w towarzystwie kilku zapaleńców takich jak my.
Kolejnego dnia ruszamy w kierunku zapory i kurortu nad Soliną. Zaskakuje nas turystyczny boom, całkowite przeciwieństwo poprzedniej destynacji.. Przed wejściem na zaporę zastajemy skupisko kramów i stoisk z pamiątkami i cepelią – mamy nieoparte wrażenie uczestniczenia w lokalnym bieszczadzkim Disneylandzie. Człowiek może tu dostać ataku klaustrofobii. Na szczęście przecisnęliśmy się przez główny nurt turystów i naszym oczom ukazała się wielka przestrzeń. Tama o wysokości 85 metrów rozdziela Jezioro Solińskie od doliny rzeki Sanu wypływającej u jej stóp z drugiej strony. Wysokość tamy jest imponująca. Przyglądam się budynkowi, na którym wylądował helikopter – z perspektywy góry jest maluteńki. Po drugiej stronie znajdziemy niecodzienną atrakcję przyrodniczą. Ludzie rzucają okruszki chleba do wody – karmią w ten sposób wielkie ryby, które masami podpływają po pokarm zdobyty bez wysiłku. Latem zapora na Soliną przyciąga tłumy turystów. Atrakcja jest naprawdę zjawiskowa, zwłaszcza na tle górzystej okolicy. Długość tamy wynosi ponad 600 metrów. Przechodzimy ten odcinek na drugą stronę gdzie, w dole zapory, tłumy plażowiczów zajmują każdy skrawek plaży oraz miejsca pod parasolkami przy okolicznych barach. Znaleźliśmy się w Solinie, namiastce kurortów morskich w dzikich ostępach Bieszczadów. Między wodną rekreacją a kąpielami słonecznymi letnicy mogą skorzystać z restauracji i barów znajdujących się przy głównej promenadzie kurortu. Można posilić się w licznych smażalniach ryb, cukierniach, pizzernia. Ogólnie nie polecam bo drogo, kiepsko i nic szczególnego. Tutaj sprzedawcy żyją jakby był PRL. Sama tama OK, krupówki Solińskie - omijamy.
Dla amatorów żeglugi śródlądowej udostępniono dwie mariny: Przystań Jawor i Port Solina. Znajduje się tu też kilka wypożyczalni rowerów wodnych i kajaków. Możemy nimi dopłynąć do urokliwej Wyspy Małej zwanej również Zajęczą. Nazwa być może pochodzi od sprowadzonych na wyspę królików. Można tu również zobaczyć pawie i figurę drapieżnego dinozaura! Wyspa daje spokój i ukojenie od zgiełku kurortowej Soliny- warto spędzić na jej brzegu długie popołudnie. Inną wyspą znajdującą się na środku jeziora jest Wyspa Okresowa. Co ciekawe, pojawia się ona wtedy, kiedy występuje niski poziom wody w zalewie (szczególnie w porze jesiennej).
Pod wieczór żegnamy się z Soliną i wracamy do spokojniejszych klimatów Polańczyka. Udajemy się jeszcze na Cypel w Polańczyku, którego powierzchnia wysuwa się praktycznie na środek jeziora. Możemy stąd podziwiać dobrze widoczną zaporę w Solinie oraz inne, równie klimatyczne miejscowości na Jeziorem Solińskim.
Kolejnego ranka autobus zabiera nas bardziej na południe. Dokładnie to przemierzamy 40 km na południowy wschód. Autobus porusza się szybko, by w ostatniej chwili hamować przed ostrymi zakrętami krętej, górskiej drogi. Podróż do Wetliny trwa około godziny. Wysiadamy na prowizorycznie zrobionym w centrum miejscowości przystanku Wetlina położona jest w dolinie rzeki Wetlina i stanowi bramę do Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Dzieli się ona na dwie części: wyżej położone, skupione głównie przy ulicy Manhattan domostwa oraz kompleks zabudowań przy drodze turystycznej zwanej Wielką Pętlą Bieszczadzką.
Wetlinę zamieszkuje ok. 300 osób – większość z nich oferuje turystom kwatery i lepsze jakościowo apartamenty. Przy szeleszczącym spokojnie strumieniu Wetliny, po drugiej stronie ulicy znajduje się sklep spożywczy, który skupia codziennie życie tej miejscowości. Obok znajduje się sklep z pamiątkami i budka oferująca tradycyjne sery owcze. Szczególnie polecamy budkę z serami, w której skosztowaliśmy i zakupiliśmy świeżą bryndzę (wspaniały aromat i niezapomniany smak!). Ta urokliwa, otoczona wspaniałym krajobrazem miejscowość stanie się w najbliższych dniach naszą bazą wypadową w góry. Stąd też prowadzone są szlaki, z którym rozpoczniemy ciekawe wycieczki.
Park Narodowy w Bieszczadach utworzono dość późno bowiem w 1973 roku. Na obszarze 292 km2. Park powstał, aby chronić rzadko występującą w regionie faunę i florę. Pod ochroną parku znajdują się najwyższe partie polskich Karpat Wschodnich.
Możemy w nim podziwiać dwa pietra roślinności: regiel dolny składający się z lasów liściastych (głównie buczyna) i mieszanych oraz obszar bieszczadzkich połonin. Teren parku zamieszkuje wiele gatunków zwierząt, w tym bardzo rzadko występujących w naturze. Przy dużym szczęściu i zachowaniu specjalnych środków ostrożności możemy spotkać na szlaku niesamowite zwierzęta: wilka, rysia a nawet niedźwiedzia brunatnego. W wielu miejscach na bieszczadzkich szlakach przymocowano specjalne znaki ostrzegające przed niedźwiedziami. W latach 60 XX w. sprowadzono w Bieszczady około 20 żubrów. Na podstawie tegorocznego monitoringu stad w nadleśnictwach obliczona wyliczono populację żubrów na ponad 550 sztuk! Najważniejszymi szczytami Parku Narodowego są Smerek, Tarnica, i Halicz. Wyróżnimy tu jeszcze Opołonek. Szczyt ten (1028 m n.p.m.) położy blisko polsko ukraińskiej granicy, jest najbardziej na południe wysuniętym punktem Polski. Szczyt Krzemieniec (1221 m n.p.m.) jest natomiast miejscem zbiegu granic trzech krajów: Polski, Ukrainy i Słowacji.
Smerek był pierwszym naszym wzywaniem podczas bieszczadzkiej przygody. Górujący nad Wetliną Smerek ma 1222 m n.p.m. jest zachodnim przedłużeniem grzbietu Połoniny Wetlińskiej. Samo wejście nie sprawia większych problemów. Do pokonania mamy prawie 560 metrowe przewyższenie, samo wejście trwa do 2 godzin spokojnego marszu. Na szczycie Smerka znajduje się krzyż i wspaniały widok na inne szczyty tej malowniczej krainy.
Kolejnego dnia chcemy zobaczyć jedną z najważniejszych atrakcji Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Rano czekamy na busa, który zabiera nas w inne rejony Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Na wysokości Brzegów Górnych, niewielkiego ośrodka turystycznego, rozpoczynamy wspinaczkę czerwonym szlakiem na Połonine Wetlińską. Od samego początku szlak jest wymagający. Trasa szlaku prowadzi lasem buczynowym. Początkowo idziemy ścieżką pośród ciemnych drzew liściastych, później wspinamy się wśród głazów spomiędzy których gdzieniegdzie wystaje jakieś drzewo. Po drodze mijamy zawieszoną na pniu drzewa kolorową kapliczkę Maryi – nadzwyczajny widok w takich okolicznościach przyrody. Po dość wymagającym, półtoragodzinnym wejściu drzewa się przerzedzają i naszym oczom ukazuje się ogromna przestrzeń. Połonina Wetlińska jedną z najbardziej popularnych kierunków odwiedzin turystów w Bieszczadach. Ten masyw o długości 8 km wynosi się ponad skupisko lasu bukowego. Przypomina łysinę upstrzoną niską trawą i formacjami skalnymi na czubku porośniętego lasem masywu. Przestrzeń zniknęła na kilka chwil ustępując gęstej mgle. Pogoda na szczycie zmieniała się co kilka chwil. Spomiędzy chmur albo mgieł przedostawały się niewyraźne obrazy krajobrazu bieszczadzkiego. Później chmury ustąpiły i mogliśmy bez zarzutu podziwiać wspaniały widok na okoliczne góry i doliny Bieszczadzkiego Parku Narodowego.
W oddali pojawiło się niewielkie schronisko na szczycie. Chatka Puchatka jest najwyżej położonym schroniskiem w Bieszczadach - znajduje się na wysokości 1228 m n.p.m. Jest to najbardziej kultowe schronisko w górach. Chatka mieści siedzibę bieszczadzkiego GOPR. Dla wychłodzonych piechurów znajdująca się w schronisku jadłodajnia serwuje gorące zupy i tzw. herbatkę z prądem. Schronisko udostępnia 20 miejsc noclegowych. Na terenie schroniska znajduje się stacja meteorologiczna. Obecnie Chatka Puchatka czeka na generalny remont. W planach jest zainstalowanie zaplecza sanitarnego, odnowienie budynku i przystosowanie go do współczesnych wymagań technicznych. Ciekawostką jest zaparkowana na tyłach schroniska wojskowa radziecka terenówka. Byliśmy zdziwieni jak taki wielki pojazd mógł dostał się na taką wysokość?! Odkryliśmy odpowiedź na tą zagadkę – zejście żółtym szlakiem prowadzące z Chatki do Przełęczy Wyżne jest dość łagodne. Latem Połonina Wetlińska przeżywa boom turystyczny. Możesz spodziewać się dużego ruchu na szlakach jeśli nie wyjdziesz w góry z samego rana. Najwięcej turystów zmierza szlakiem żółtym od Przełęczy Wyżna do Chatki Puchatka. Szlak żółty to najkrótszy i najłatwiejszy szlak prowadzący do Połoniny Wetlińskiej. Administracja parku narodowego zapewniła na Przełęczy Wyżna duży parking dla autokarów i samochodów oraz zaplecze sanitarne.
Wyziębieni chłodnym porankiem i deszczem odpoczęliśmy w ciepłej sieni Chatki Puchatka i wypiliśmy tradycyjną bieszczadzką herbatkę z rumem. Po zasłużonym odpoczynku ruszyliśmy na zachód wzdłuż Połoniny Wetlińskiej. Wokół trasy mamy widok na przepiękną panoramę porośniętych lasami szczytów Bieszczad – te po lewej stronie znajdują się na Ukrainie. Na prawo towarzyszy nam przez całą wędrówkę widok na wieś Zatwarnica. Jej czerwone dachy domostw zgrabnie wciskają się w dolinę rzeki Hylaty. Nie spotykamy na szlaku innych piechurów. W godzinach porannych droga na połoninie jest zazwyczaj pusta. To pozwala nam się skupić się na celebrowaniu wędrówki i podziwianiu panoramy tych przepięknych gór. Najwyższym punktem Połoniny Wetlińskiej jest znajdujący się prawie w połowie szlaku szczyt Roh (1251 m n.p.m.). Dojście do niego z Chatki Puchatka zajmuje niecałe pół godziny. Dalej towarzyszy nam po prawej widok na Hnatowego Berda (1187 m n.p.m.), do którego prowadzi nas ścieżka przyrodnicza. Tu też zastajemy prawdziwą szatę roślinną charakterystyczną dla połoniny.
Zgniłobrunatny kolor trawy późnego sierpnia doskonale wpisuje się w wyrastające tu i ówdzie głazy oraz mocno dudniący wiatr zwiastujący nadejście jesieni. Jedynie co wyróżnia się w okolicy to szkielet suchego świerka oraz skromna, żółta tabliczka z napisem: „Woda źródło 500m”. Mówi się, że jesień jest najlepszą porą aby wybrać się w Bieszczady. Połonina i bukowe lasy wybuchają feerią wspaniałych barw. Pomarańcz, bordo, i żółć, złoto buków miesza z brązem, mahoniem, beżem i zgniłą zielenią szumiących traw połoniny. Wychodzimy ponownie na główny szlak w stronę Smerka. Tam też witamy się spontanicznie z pierwszymi piechurami. Kultura witania się na górskich szlakach to stara umowa między wędrowcami lecz w odmianie bieszczadzkiej nadaje szczególnego znaczenia. Zwykłe „cześć” i „dzień dobry” na szlakach Tatr czy Karkonoszy jest kurtuazją. Tutaj traktuje się wędrowców w sposób osobisty, prawie przyjacielski. Jest zresztą duża szansa, że po zejściu ze szczytu zastaniesz ich w okolicznych knajpkach i wypijecie razem wspólnie piwo. Po ośmiokilometrowej wędrówce znajdujemy się na Przełęczy Orłowicza Wyżna. Na wprost ukazuje się nam znajomy szczyt Smerek. My kierujemy się na południe (w lewo). Schodzimy błotnistym szlakiem do Wetliny. Co jakiś czas na szlaku ustawiono znaki ostrzegające przed niedźwiedziami. Po niecałej godzinie zejścia w kwaterze czeka na nas prysznic a później zasłużone piwo w kultowej bieszczadzkiej knajpie Baza Ludzi z Mgły. Baza przyciąga wielu strudzonych wędrówką turystów. Oferuje się tutaj tradycyjne przekąski bieszczadzkie ale głównie spędza się tu miłe wieczory w towarzystwie dobrych trunków wysokoprocentowych. W niektórych dniach można posłuchać koncertów na żywo. Baza skupia okolicznych bieszczadzkich zakapiorów, czyli ludzi którzy uciekając od świata znaleźli tu swój azyl. Nad kuflami piwa zakapior uraczy każdego opowieściami o ludziach Bieszczad, takich jak oni.
W kolejnym dniu udajemy się do Cisnej. Licząca niespełna 500 mieszkańców Cisna jest miejscowością gminną. Wieś została założona w XVI wieku, w XVIII wykupiła ją rodzina Fredrów, która później założyła tu hutę żelaza. Aleksander Fredro wspominał Cisnę w swoim pamiętniku: „Cisna leży w obszerniejszej nieco kotlinie. Folwark, cerkiew, karczma, dalej młynek i tartak ożywiają tę górską wioskę więcej niż wiele innych”. Obecnie w Cisnej możemy podziwiać murowany kościół św. Stanisława Biskupa. Ten urzekający obiekt architektoniczny wybudowano w 1914 roku. Na dawnym posterunku milicji obywatelskiej, na górze Betlejemka, w latach 80-tych postawiono pomnik ofiar UPA – Pomnik Poległym w Walce o utrwalenie Władzy Ludowej w Cisnej. Majestatyczna pamiątka z czasów PRL góruje nad Cisną; widać ją z każdego miejsca tej przepięknej miejscowości.
Cisna to centrum turystyczne Bieszczad. Stanowi ona bazę wypadową do okolicznych połonin i innych zapierających dech miejsc w Bieszczad. Miasteczko oferuje wiele punktów gastronomicznych i sklepów z pamiątkami. Każdy kto odwiedza Cisnę powinien udać się do legendarnego baru Siekierezada. Drzwi do wejścia baru chronią bieszczadzkie anioły. Klimat miejsca zapewnia również turystom bogaty wybór trunków wysokoprocentowych i smaczne, sycące jedzenie. W sezonie odbywają się codziennie koncerty z muzyką na żywo.
Cisna posiada atrakcyjną bazę noclegową. Turyści mogą skorzystać z licznych kwater, ośrodków i pensjonatów. Znajduje się tu wiele gospodarstw agroturystycznych, w których turyści mogą podpatrzeć jak się robi sery, skosztować tutejszej, naturalnej żywności czy obserwować hodowlę zwierząt.
Cisna jest doskonałym punktem wypadowym do najważniejszych miejsc w Bieszczadach. Stąd dotrzemy w kierunku wschodnim do serca Bieszczad, Wetliny, Wołosate i Ustrzyk Górnych. Kierując się na północ natrafimy na ośrodki turystyczne Jeziora Solińskiego, na zachodzie prowadzi droga do Komańczy, która dalej otwiera nam widoki na Beskid Niski.
Przez Cisnę przebiega Główny Szlak Beskidzki. Oznaczony na czerwono szlak przebiega od Ustronia w Beskidzie Śląskim a kończy w Wołosate w Bieszczadach. Bieszczadzki odcinek szlaku wynosi prawie 100km i przebiega po najważniejszych atrakcyjnie miejscach regionu.
Informacja turystyczna w Cisnej znajduje się w Gminnym Centrum Kultury i Ekologii. Latem jest ono czynne w godzinach 8:00-20:00, w pozostałych miesiącach od 8:00-18:00. Biuro informacji turystycznej oferuje dla przybywających turystów prospekty i mapy okolicznych atrakcji i najważniejszych szlaków. Pracownicy biura służą pomocą dobrą radą, zaproponują najatrakcyjniejsze szlaki, wskażą miejsca, w których można dobrze zjeść i wypocząć.
Trzy kilometry na zachód od Cisnej docieramy do osady Majdan. Osada jest przystankiem początkowym Bieszczadzkiej Kolejki Leśnej. Kolejka wąskotorowa kursuje na dwóch trasach: Majdan-Przysłup liczy 11 km, druga trasa Majdan-Balnica ma 9 km długości. Skromny zabytkowy budynek stacji kolejkowej stanowi początek wspaniałej przejażdżki kolejką po urokliwych miejscach w Bieszczadach. Trasa kolejki biegnie przez niedostępne rejony i urokliwe wąwozy. Jedynym śladem ingerencji ludzkiej były te tory i sunąca po nich ciuchcia. Z wagonów kolejki widzimy malowniczy krajobraz bieszczadzkich wierzchołków pokrytych lasem oraz przepięknych dolin. Przejażdżka kolejką kosztuje 27 zł. Kolejka kursuje również w okresie ferii zimowych. Przejazd jest niesamowitą atrakcją zarówno dla dorosłych jak i dzieci. Popularność kolejki rośnie z roku na rok. Jest to dobra nowina ponieważ jeszcze niedawno myślano nad likwidacją tej atrakcji turystycznej.
Ostatni dzień przed wyjazdem chcemy zdobyć Tarnicę. Jest ona najwyższym szczytem w Bieszczadach, jej wysokość wynosi 1346 m.n.pm. Prowadzą do niego dwa szlaki, z Ustrzyk Górnych i Wołosatego. Masyw Tarnicy jest najbardziej wysuniętą na wschód połoniną dostępną dla turystów. Wczesnym świtem jeden z pierwszych busów zabiera nas do Ustrzyk Górnych. Tam, kilkadziesiąt kroków za przystankiem przy wejściu do Bieszczadzkiego Parku Narodowego kupujemy bilety i ruszamy dłuższym, czerwonym szlakiem w stronę celu. Na początku idziemy ubitą solidnie szutrową drogą. Później szuter zwęża się i całkowicie chowa na skraju lasu. Rozpoczynamy wędrówkę w górę rozległym dzikim lasem. Trasę ułatwiają umocowane przez ludzi podpórki, coś na kształt schodów. Czasem wspinamy się po naturalnych ułatwieniach, głazach i korzeniach drzew. Mijamy jedyną parę turystów towarzyszących nam od początku wędrówki. Staramy się podchodzić własnym tempem, nie nadwyrężając zbytnio naszych mięśni i kości.
Dzień zapowiadał się upalny więc mogliśmy przynajmniej przez część podróży unikać słońca pod rozłożystymi konarami drzew. Po około półtorej godziny marszu opuściliśmy las i wyszliśmy na rozległą przestrzeń połonin. Po niewielkim, kilkuminutowym podejściu naszym oczom ukazała się droga przez Szeroki Wierch. Tutaj mamy do pokonania trzy wierzchołki Szerokiego Wierchu. Ten najniższy zachodni jest na wysokości 1213 m n.p.m., później wspinamy się na kolejny szczyt (1268 m n.p.m.), by zakończyć przejście Szerokim Wierchem na jego ostatnim (1315 m n.p.m) Za wierzchołkiem naszym oczom ukazuje się ostatnia przełęcz oraz górująca nad nią Tarnicą. Przełęcz jest poprzecinana wieloma szlakami górskimi. Szlak niebieski prowadzi w dół do Wołosate, niedaleko którego znajduje się polsko-ukraińska granica. W drugą stronę kieruje się malowniczym trawersem przez połoninę Bukowe Berdo. Szlak czerwony, którym zmierzaliśmy idzie dalej pod Tarnicą w stronę Halicza i na Przełęcz Bukowską przy granicy polsko-ukraińskiej. Do przejścia zostaje nam już tylko strome podejście na Tarnicę. Kwadrans później stoimy na upragnionym szczycie, podekscytowani i zmęczeni. Zwieńczona srebrnym kilkumetrowym krzyżem Tarnica oferuje nam niezapomniane widoki na górskii teren Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Dalej widzimy również szczyty ukraińskich Karpat. Pod nami obserwujemy w dolinach malownicze wioski, w tym Wołosate, do którego zamierzamy zejść z Tarnicy.
Po zejściu z Tarnicy na przełęczy pod Tarnicą kierujemy się na południowy- wschód w stronę Wołosate. Zejście niebieskim szlakiem do wioski zajmuje nam około godziny. Mijamy teraz tłumy wędrujących w górę turystów, którzy postanowili się wyspać i zjeść śniadanie. Wołosate jest niewielką wsią z blisko 50 mieszkańcami. Jest ona ostatnią miejscowością przed granicą z Ukrainą. W Wołowate kończy się droga asfaltowa i zaczyna gruntowa, prowadząca aż do granicy na przełęczy Beskid i dalej do pierwszej ukraińskiej osady Łubnia. Wzmianki o znajdującym się u stóp Tarnicy Wołosatym pochodzą z połowy XVI wieku. Przed wojną zamieszkiwało ją około 1200 Polaków i ludzi narodowości bojkowskiej. Ciekawą atrakcją wsi jest oddalone nieznacznie od domostw tzw. cerkwisko wraz z prawosławnym cmentarzem, które razem stanowią początek ścieżki przyrodniczo-historycznej Wołosate-Tarnica. W przedwojennym Wołosatym stała na miejscu cerkwiska cerkiew grekokatolicka. Została ona spalona w roku 1947. Wcześniej jednak dokonano wysiedleń mieszkańców do pobliskich Ustrzyk Górnych. Dalej, ścieżka przyrodniczo-historyczna wychodzi na łąki i kieruje się niebieskim szlakiem na Tarnicę. Warto wybrać się do tej niezwykle klimatycznej osady. W Wołosate panuje głucha cisza. Nie zaznaliśmy nigdzie takiego spokoju jak w tej górskiej osadzie. Wołosate, czyli błogi spokój, stare prawosławne krzyże, szelest traw, granica ukraińska i gdzieś tam w dali widok na przykrywający całą tą mistyczną scenerię szczyt Tarnicy. Po prostu trzeba tam być!
Bieszczady to nie tylko wspaniałe krajobrazy i spokojny wypoczynek na łonie natury. Zamki w Bieszczadach znajdują się w trzech głównych powiatach (sanockim, leskim, bieszczadzkim). Wszystkie posiadają wspaniałą architekturę i ciekawą historię. Wartym zwiedzenia jest Zamek Kmitów w Lesku. Zamek zbudowano w XVI wieku na miejscu poprzedniego, drewnianego. Zamek był rodzajem wieży mieszkalno-obronnej otoczonej murem. Następni właściciele dokonywali renowacji zamku, stawiali zabudowania gospodarcze oraz kolejne baszty i basteje. Później, w XVIII wieku zamek został spalony i okradziony przez Szwedów. Następny właściciel – Xawery Krasicki pozbawił zamek pierwotnego wyglądu i utworzył rezydencje w stylu włoskim. W trakcie II wojny światowej obiekt został zniszczony. Obecnie w odbudowanym zamku mieści się hotel.
ddaapp
Komentarze: